Hejko!

Mam na imię Kaja, urodziłam się w 1997 roku i jestem studentką psychologii wieczorami grającą w gry.
Swoją przygodę z tworzeniem materiałów o grach zaczęłam w 2012 roku na Youtubie a od marca 2019 działam głównie na Twitchu. Poza prowadzeniem streamów, postanowiłam spróbować swoich sił w pisaniu i to właśnie na tym blogu chcę dzielić się wszystkim, co uda mi się wysmarować.

Lake of Voices | Recenzja


Lake of Voices | Visual Novel | Darmowa | 3-4h

Strona na steamie: https://store.steampowered.com/app/782340/Lake_of_Voices/

Lake of Voices to darmowa visual novel, która przyciąga wzrok nietuzinkowym stylem graficznym (w którym każdy mężczyzna wygląda jak kuzyn greckiego boga, a fryzury kobiet są nienaganne nawet po dwóch dniach biegania po zawilgoconych mostach). Jeśli się na nią zdecydujesz, Twoim zadaniem będzie przetrwanie dwóch nocy na opanowanym przez nixy jeziorze Sinnlos, po którym można przejść tylko nocą. Być może przeżyjesz, jeśli przed świtem uda Ci się dotrzeć na ląd - jeśli nie, mosty łączące poszczególne wyspy znikną pod powierzchnią wody, a ty razem z nimi.



Pod wieloma względami Lake of Voices to przyjemna, choć nudnawa podróż, w której od czasu do czasu, między banałami, można wychwycić kilka ważnych treści. W zależności od tego, jakie decyzje podejmiemy, opowieść może pójść różnymi torami - każdy wybór ma znaczenie i wpływa na losy (także śmierć i życie) naszych postaci. Największym problemem jest tu chyba po prostu styl pisania, który jakością przypomina przeciętne fanfiction naskrobane w kilka dni. Opisów jest mnóstwo, ale ich znaczna część nie służy absolutnie niczemu. Nierzadko, zamiast pozwolić graczowi poznać postaci i wyrobić sobie o nich opinię na podstawie zachowania, gra po prostu podsuwa gotowe wnioski. Informacje, które powinny pozostać niewypowiedziane, na granicy świadomości grającego, są podawane na tacy. Same postaci budzą sympatię - nawet markotny przewodnik chwycił mnie za serce, choć nie potrafię do końca określić dlaczego - ale wiele dialogów sprowadza się do tandetnego bełkotu, który uznałabym za ciekawy i wartościowy może w wieku dwunastu lat. Jeśli już zdarzy się jakiś dialog, który ma wyciągnąć na wierzch te bardziej ambitne przemyślenia, to jest spłycany i skracany - za to nieistotnym czynnościom i myślom głównej narratorki poświęca się mnóstwo czasu. Samo zachowanie bohaterów bywa boleśnie niekonsekwentne - oto Przewodnik, któremu wszystko i wszyscy od początku podróży byli obojętni, zaczyna dopytywać o dobrostan podróżnych akurat wtedy, kiedy staje się to istotne dla fabuły.




Mimo wszystko, przez pierwszą połowę gry bawiłam się całkiem nieźle, a przewracanie oczami nie było aż tak częste, jak można by się tego spodziewać. Prawdziwą męką był dopiero pierwszy postój na wyspie, podczas którego bohaterom zebrało się na wynurzenia. Wystarczy powiedzieć, że zdecydowanie lepiej się ich słucha, kiedy są skupieni na uciekaniu przed morderczymi topielcami, a nie na dialogach między sobą.
Gra ma dubbing i nie jest on wcale zły. Momentami bywa sztywny, ale nie na tyle, żeby to było szczególnie irytujące. Nie jest też spektakularny, ale głosy są całkiem nieźle dobrane i przyjemne dla ucha. Soundtrack jest raczej nieinwazyjny i nie przeszkadza, kiedy nie trzeba, ale dobrze sygnalizuje wszelkie dziejące się na ekranie zmiany.
A zmian jest swoją drogą niewiele. Ciężko zresztą za to kogokolwiek obwiniać, bo zdecydowana większość gry dzieje się na mostach, które nie są szczególnie wizualnie spektakularne, ale nie zmienia to faktu, że tła są raczej monotonne i jest ich niewiele. Bohaterowie cierpią też na syndrom jednej, dziwacznej pozy - Margret spędza 90% swojego żywota z prawą dłonią przyklejoną do policzka i ciężko powiedzieć skąd w ogóle pomysł na narysowanie postaci w tej pozycji. Z kolei inny z bohaterów nieustannie chwyta się za ramię i nie mogłam się pozbyć wrażenia, że ukrywa przede mną jakiś uraz, albo zaraz oznajmi mi, że bardzo źle spał. Kreska i kolorystyka są jednak wdzięczne i delikatne, a postaci oświetlane nocą przez lampy wyglądają naprawdę zjawiskowo.




Ostatecznie daję kciuk w poprzek: ani nie polecam, ani szczególnie nie odradzam. Jeśli oczekujecie inteligentnego humoru, głębokich relacji i wielowymiarowych postaci, to zdecydowanie nie znajdziecie ich w Lake of Voices. Ale jeśli nieobcy jest Wam poziom literacki fanowskiej historii ze środkowej półki i chcecie spędzić trochę czasu w towarzystwie generycznych, ale sympatycznych postaci, to Lake of Voices będzie idealne na jeden lub dwa wieczory. Na steamie ma zresztą bardzo pozytywne recenzje, co świadczy o tym, że ludziom raczej się podoba, nawet jeśli ma swoje mankamenty.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WS | x x.